czwartek, 26 lutego 2015

O chińskim kierunku obranym przez Radovica słów kilka.

HEBEI CHINA FORTUNE. Nazwa tyle groteskowa co wielce wymowna. Od tygodnia zna ją przypuszczalnie każdy kibic piłki nożnej nad Wislą. Dla nie zaznajomionych z tematem, to nazwa chińskiego drugoligowca, który zagiął parol na Miro Radovica – najlepszego zawodnika ligi polskiej. Stawka?Rzekomo okolo 4,8mln Euro z bonusami za 2 lata gry. Żadne dyskusje nad slusznością wyboru Serba, nie mają już większego sensu. Kto ma wyrobione na ten temat zdanie, ten go nie zmieni. Ale o chińskiej FORTUNIE, która od kilku lat szerokim strumieniem zasila tamtejszą ligę piłkarską, możemy sobie podyskutować.
CHIŃSKI, FINANSOWY RAJ PIŁKARSKI.
O tym, że Chińczycy mają bzika na punkcie piłki nożnej, nie trzeba wspominać. Nie bez przyczyny najsłynniejsze światowe kluby jak choćby FC Barcelona, Manchester United, AC Milan, w letnim kalendarzu przygotowań muszą wygospodarować czas na tournee po Chinach, podczas których rozgrywają mecze towarzyskie z tamtejszymi klubami. Oczywiście ze sportowego punktu widzenia, wycieczki te mają póki co efekt marny. Jednak ich finansowy aspekt i korzyści z nimi związane, jak choćby promocja na rynku azjatyckim są niebagatelne. Możliwość zobaczenia swoich ulubieńców z bliska, przez zakochanych w rozgrywkach europejskich, chińskich kibiców, wiąże się u nich, z doznaniem stanów wręcz euforycznych. Korzystają i władze chińskiej Super League, dla których możliwość konfrontacji ich klubów z zawodnikami najwyższej, światowej klasy, nawet gdy akurat zawodnicy Ci są zupełnie bez formy, jest nie do przecenienia. To jednak również, a może przede wszystkim promocja tamtejszej ligi piłkarskiej.
Ciężko jest jednoznacznie stwierdzić, jak daleko idące są mocarstwowe plany właścicieli klubów ich rodzimej ligi. Znając chińską mentalność i chęci związane z zajmowaniem przez ten kraj, wiodącej roli w świecie na różnych płaszczyznach życia, można wnioskować, że są to plany ambitne. Potwierdzeniem tego są choćby gigantyczne pieniądze, wydawane  rokrocznie na transfery piłkarzy i ich zarobki, przez wspomnianych właścicieli-miliarderów.
Przykład Radovicia to właściwie drobny ułamek całego procederu. Nie on pierwszy wybrał bajeczną ofertę kontraktu z klubu Państwa Środka. Nie takie nazwiska jak on biegały czy biegają nadal po chińskich boiskach. Głównie w ramach rozgrywek wspomnianej już pierwszej ligi o górnolotnej nazwie Super League. Chińczycy zaczęli jak każdy kraj, który dysponuje wielkimi środkami ale słabym jakościowo, ligowym produktem. By podnieść poziom sportowy i atrakcyjnosc rozgrywek, sięgneli po piłkarzy przerastających o lata świetlne poziom ich mizernej ligi. Przerastających przynajmniej w teorii, bo póki co są to w większości zawodnicy, którzy lata świetności mają już za sobą. Sportowo spełnieni w najlepszych europejskich klubach, są to zawodnicy którym niekoniecznie chce się już "umierać" na boisku, ale którzy chętnie “pomogą” w rozwoju chińskiej piłki nożnej w zamian za “odpowiednie” wynagrodzenie . Stąd w ostatnich sezonach takie transfery jak Anelka, Drogba, Vagner Love, Gilardino, Kanoute. Żeby być uczciwym, Chińczycy nie sprowadzają jednak tylko i wyłącznie piłkarskich emerytów. Nie brakuje i młodych i utalentowanych zawodników, którzy zdążyli się już wyróżnić na boiskach południowoamerykańskich(Dario Conca, Elkeson, Diego Tardelli), czy po prostu zawodników, którzy dorobili się w Europie opinii graczy przynajmniej solidnych (Alan Carvalho w Red Bull Salzburg, Zvezdan Misimovic w Bundeslidze, Alessandro Diamanti w Serie A). Nie brakuje i w tym zaciągu graczy przeciętnych, pokroju naszych Krzysztofa Mączyńskiego czy Mateusza Zachary. Dziś właściwie jedynym ogranicznikiem całej tej fali importowanych z zagranicy zawodników, jest limit, który pozwala w jednym meczu wystąpić maksymalnie czterem obcokrajowcom(w drugiej lidze trzem).
Panować nad tym wszystkim mają, sprowadzani również z Europy, znani w swym fachu trenerzy pokroju Svena Gorana Ericssona, Marcelo Lippiego, Radomira Antica czy nawet bliżej nam znanego z prowadzenia Legii i Wisły Dragomira Okuki. Również reprezentację Chin prowadzi europejczyk, Francuz Alain Perrin. Efekty są póki co różne. Na przykład Anelka z Drogbą ustrzelili w duecie zaledwie 11 goli. Ale już taki Elkeson średnie ma niezłe: 52 zdobyte gole w 56 meczach. Dario Conca dwukrotnie wybierany był graczem ligi. Jeśli chodzi o sukcesy klubowe. Mistrzostwo kraju należy nieprzerwanie od 2011 do Guangzhou Evergrande, które prowadzone przez Marcello Lippiego, w ubiegłym sezonie wygrało nawet Azjatycką Ligę Mistrzów.
Niełatwo jest prorokować, co z tego eksperymentu wyniknie w dłuższej perspektywie czasowej. Właściwie jedynym przykładem kraju, gdzie podobne działania wypaliły jest Turcja. W każdym razie na mówienie o sukcesie tego przedsięwzięcia, jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie. Co pokazuje jednak przykład właśnie ligi tureckiej, potrzeba tutaj cierpliwości i czasu. Efekty mniejsze lub większe na pewno się pojawią. Można być jednak pewnym, że póki Chińczycy będą skłonni oferować na gaże zawodników z Europy i Ameryki Południowej dwukrotnie wyższe kwoty niż tamtejsze kluby, Ci z chęcią będą występować w ich lidze. Póki co, są konsekwentni w swoich działaniach. Ich kluby już teraz, mają do dyspozycji większe budżety niż szejkowie z Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratów Arabskich czy Kataru. Taki np. Fabio Cannavaro, który przejął po Lippim w listopadzie, zespół Guangzhou Evergrande, mógł z miejsca liczyć na budżet transferowy rzędu 80 mln Euro. I od razu dokonał,  rekordowego w tamtej lidze zakupu. Ofensywny brazylijski pomocnik z Cruzeiro Belo Horizonte – Ricardo Goulart kosztował 15 mln Euro. Dodajmy, że rekordy finansowe padają, w tamtejszej lidze co roku…
Jest jeszcze coś. Jak wcześniej wspomniałem, nie wiemy jaki jest pomysł ani jak daleko idące są plany związane z  rozwojem ligi chińskiej samych Chińczyków. Ale z pewnością możliwości mają ogromne. O temat zahaczył już nieco Krzysztof Stanowski, w artykule „Za Chiny nie odejdę” dostępnym na stronach Przeglądu Sportowego. Obok tematu odejścia Radovica, snuje on tam domysły i wcale nie pozbawione sensu scenariusze możliwych następstw ich działań. Dziś wydaje nam sie totalną abstrakcją, że kluby o wielkiej historii i tradycjach, jak dajmy na to Barcelona, Real, Bayern, Manchester United,  i inne czołowe ekipy europejskie, mogłyby przegrać walkę o najlepszych piłkarzy z klubami z wciąż egzotycznej dziś chińskiej Super League. Ale czy można to wykluczyć? Przykład Radovica jako piłkarza i kierującego nim motywacjami nie pozwala jednoznacznie takiej opcji odrzucić. FORTUNĄ przecież ich liga stoi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz