HEBEI CHINA FORTUNE.
Nazwa tyle groteskowa co wielce wymowna. Od tygodnia zna ją przypuszczalnie każdy
kibic piłki nożnej nad Wislą. Dla nie zaznajomionych z tematem, to nazwa
chińskiego drugoligowca, który zagiął parol na Miro Radovica – najlepszego zawodnika
ligi polskiej. Stawka?Rzekomo okolo
4,8mln Euro z bonusami za 2 lata gry. Żadne dyskusje nad slusznością wyboru
Serba, nie mają już większego sensu. Kto ma wyrobione na ten temat zdanie, ten
go nie zmieni. Ale o chińskiej FORTUNIE, która od kilku lat szerokim
strumieniem zasila tamtejszą ligę piłkarską, możemy sobie podyskutować.
CHIŃSKI, FINANSOWY RAJ PIŁKARSKI.
O
tym, że Chińczycy mają bzika na punkcie piłki nożnej, nie trzeba wspominać. Nie bez
przyczyny najsłynniejsze światowe kluby jak choćby FC Barcelona, Manchester
United, AC Milan, w letnim kalendarzu przygotowań muszą wygospodarować czas na tournee
po Chinach, podczas których rozgrywają mecze towarzyskie z tamtejszymi klubami.
Oczywiście ze sportowego punktu widzenia, wycieczki te mają póki co efekt marny.
Jednak ich finansowy aspekt i korzyści z nimi związane, jak choćby promocja na
rynku azjatyckim są niebagatelne. Możliwość zobaczenia swoich ulubieńców z
bliska, przez zakochanych w rozgrywkach europejskich, chińskich kibiców, wiąże
się u nich, z doznaniem stanów wręcz euforycznych. Korzystają i władze chińskiej Super
League, dla których możliwość konfrontacji ich klubów z zawodnikami najwyższej,
światowej klasy, nawet gdy akurat zawodnicy Ci są zupełnie bez formy, jest nie
do przecenienia. To jednak również, a może przede wszystkim promocja tamtejszej
ligi piłkarskiej.
Ciężko
jest jednoznacznie stwierdzić, jak daleko idące są mocarstwowe plany właścicieli klubów ich rodzimej ligi. Znając chińską mentalność i chęci związane z zajmowaniem
przez ten kraj, wiodącej roli w świecie na różnych płaszczyznach życia, można
wnioskować, że są to plany ambitne. Potwierdzeniem tego są choćby gigantyczne
pieniądze, wydawane rokrocznie na
transfery piłkarzy i ich zarobki, przez wspomnianych właścicieli-miliarderów.
Przykład
Radovicia to właściwie drobny ułamek całego procederu. Nie on pierwszy wybrał bajeczną
ofertę kontraktu z klubu Państwa Środka. Nie takie nazwiska jak on biegały czy
biegają nadal po chińskich boiskach. Głównie w ramach rozgrywek wspomnianej już
pierwszej ligi o górnolotnej nazwie Super League. Chińczycy zaczęli
jak każdy kraj, który dysponuje wielkimi środkami ale słabym jakościowo,
ligowym produktem. By podnieść poziom sportowy i atrakcyjnosc rozgrywek, sięgneli
po piłkarzy przerastających o lata świetlne poziom ich mizernej ligi. Przerastających
przynajmniej w teorii, bo póki co są to w większości zawodnicy, którzy lata
świetności mają już za sobą. Sportowo spełnieni w najlepszych europejskich
klubach, są to zawodnicy którym niekoniecznie chce się już "umierać" na boisku,
ale którzy chętnie “pomogą” w rozwoju chińskiej piłki nożnej w zamian za “odpowiednie”
wynagrodzenie . Stąd w ostatnich sezonach takie transfery jak Anelka,
Drogba, Vagner Love, Gilardino, Kanoute. Żeby być uczciwym, Chińczycy nie
sprowadzają jednak tylko i wyłącznie piłkarskich emerytów. Nie brakuje i młodych
i utalentowanych zawodników, którzy zdążyli się już wyróżnić na boiskach południowoamerykańskich(Dario
Conca, Elkeson, Diego Tardelli), czy po prostu zawodników, którzy dorobili się w
Europie opinii graczy przynajmniej solidnych (Alan Carvalho w Red Bull
Salzburg, Zvezdan Misimovic w Bundeslidze, Alessandro Diamanti w Serie A). Nie brakuje i w tym zaciągu graczy
przeciętnych, pokroju naszych Krzysztofa Mączyńskiego czy Mateusza Zachary. Dziś
właściwie jedynym ogranicznikiem całej tej fali importowanych z zagranicy zawodników,
jest limit, który pozwala w jednym meczu wystąpić maksymalnie czterem
obcokrajowcom(w drugiej lidze trzem).
Panować nad tym wszystkim mają, sprowadzani
również z Europy, znani w swym fachu trenerzy pokroju Svena Gorana Ericssona,
Marcelo Lippiego, Radomira Antica czy nawet bliżej nam znanego z prowadzenia
Legii i Wisły Dragomira Okuki. Również reprezentację Chin prowadzi europejczyk,
Francuz Alain Perrin. Efekty są póki co różne. Na przykład Anelka z Drogbą ustrzelili
w duecie zaledwie 11 goli. Ale już taki Elkeson średnie ma niezłe: 52 zdobyte
gole w 56 meczach. Dario Conca dwukrotnie wybierany był graczem ligi. Jeśli
chodzi o sukcesy klubowe. Mistrzostwo kraju należy nieprzerwanie od 2011 do Guangzhou
Evergrande, które prowadzone przez Marcello Lippiego, w ubiegłym sezonie
wygrało nawet Azjatycką Ligę Mistrzów.
Niełatwo jest prorokować, co z tego
eksperymentu wyniknie w dłuższej perspektywie czasowej. Właściwie jedynym przykładem
kraju, gdzie podobne działania wypaliły jest Turcja. W każdym razie na mówienie
o sukcesie tego przedsięwzięcia, jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie. Co pokazuje jednak przykład właśnie ligi tureckiej, potrzeba tutaj cierpliwości i czasu.
Efekty mniejsze lub większe na pewno się pojawią. Można być jednak pewnym, że póki
Chińczycy będą skłonni oferować na gaże zawodników z Europy i Ameryki
Południowej dwukrotnie wyższe kwoty niż tamtejsze kluby, Ci z chęcią będą występować
w ich lidze. Póki co, są konsekwentni w swoich działaniach. Ich kluby już teraz, mają do
dyspozycji większe budżety niż szejkowie z Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratów
Arabskich czy Kataru. Taki np. Fabio Cannavaro, który przejął po Lippim w
listopadzie, zespół Guangzhou Evergrande, mógł z miejsca liczyć na budżet
transferowy rzędu 80 mln Euro. I od razu dokonał, rekordowego w tamtej lidze zakupu. Ofensywny brazylijski
pomocnik z Cruzeiro Belo Horizonte – Ricardo Goulart kosztował 15 mln Euro. Dodajmy,
że rekordy finansowe padają, w tamtejszej lidze co roku…
Jest jeszcze coś. Jak wcześniej wspomniałem,
nie wiemy jaki jest pomysł ani jak daleko idące są plany związane z rozwojem ligi chińskiej samych Chińczyków. Ale z pewnością
możliwości mają ogromne. O temat zahaczył już nieco Krzysztof Stanowski, w
artykule „Za Chiny nie odejdę” dostępnym na stronach Przeglądu Sportowego. Obok
tematu odejścia Radovica, snuje on tam domysły i wcale nie pozbawione sensu scenariusze możliwych następstw ich działań. Dziś wydaje nam sie totalną
abstrakcją, że kluby o wielkiej historii i tradycjach, jak dajmy na to
Barcelona, Real, Bayern, Manchester United, i inne czołowe ekipy europejskie, mogłyby
przegrać walkę o najlepszych piłkarzy z klubami z wciąż egzotycznej dziś chińskiej
Super League. Ale czy można to wykluczyć? Przykład Radovica jako piłkarza i
kierującego nim motywacjami nie pozwala jednoznacznie takiej opcji odrzucić.
FORTUNĄ przecież ich liga stoi.